Wydany we wrześniu 2022 roku album XXV podkreśla niezwykły, niepodważalny fakt, że minęło już ponad 25 lat, odkąd Robbie Williams odszedł z boysbandu Take That i rozpoczął solową karierę, której rozwoju nikt, nawet on sam nie mógł sobie jeszcze wyobrazić. Co wydarzyło się od tego czasu…, cóż, część tej historii znajduje odzwierciedlenie w statystykach sprzedaży: ponad 85 milionów albumów sprzedanych na całym świecie, 13 albumów numer jeden w Wielkiej Brytanii (najwięcej pośród artystów solowych, z wyjątkiem Elvisa Presleya), 14 singli numer jeden, najwyższa sprzedaż biletów w ciągu jednego dnia (1,6 miliona 19.11.2005 r.), trzy rekordowe koncerty w Knebworth dla 375 000 osób w 2003 r., wielkie sukcesy swingowych płyt i fonograficzny powrót zespołu Take That (album Progress po wydaniu w 2010 roku stał się najszybciej sprzedającym się albumem XXI wieku, a następująca po nim trasa koncertowa była najlepiej sprzedającą się brytyjską trasą w historii), 18 nagród Brit, album bożonarodzeniowy, uczestnictwo w programie X-Factor w roli jurora, musical The Boy In The Soccer Aid, liczne współprace w muzyce, sztuce, radiu, literaturze, modzie, telewizji i tak dalej…
To tylko niewielka część tej podróży, na którą XXV oferuje świeże, wzbogacające spojrzenie. Są tu piosenki z całego ćwierćwiecza - najstarsza, "Angels", jest efektem muzycznego spotkania z Guyem Chambersem w jego mieszkaniu w północnym Londynie; najnowsza zaś, "Lost", powstała niespodziewanie w ubiegłym roku w pewien listopadowy wieczór w Wiltshire. Poza tym, znajdziemy tu kompozycje, które, jak sam autor mówi, zostały „przerobione, na nowo wyobrażone i pokochane”.
Każda piosenka została zaaranżowana przez Julesa Buckleya, Guya Chambersa i Steve'a Sidwella. Zarejestrowano je w Holandii z udziałem uznanych muzyków z Metropole Orkest. Dzięki temu, że Robbie znowu śpiewa i ponownie bierze je na warsztat - lub, jak to ujmuje, "konkuruję w wielu utworach z młodszym sobą" - mógł uzyskać wyraźniejszy obraz tego, kim był kiedyś i wnieść doświadczenie, którym obecnie dysponuje. "To, co odkryłem", mówi, "wracając do tych piosenek, to fakt, że – gdy usunę z nich siebie i posłucham ich obiektywnie, jestem w stanie je bardzo docenić i być z nich dumnym, ponieważ myślenie w sposób krytyczny o wszystkim, co robię i o tym, kim jestem, zawsze sprawia mi problemy. Nie wiem, czy jest to faktyczne pogodzenie się z przeszłością, ale na pewno przerwa na refleksję”.
Charakter Robbiego Williamsa nie pozwala mu zbyt długo koncentrować się na tym, co było. „Zawsze patrzę w przyszłość” – podkreśla. Ale w tej niezwykłej sytuacji, w której został zmuszony do zderzenia swojej teraźniejszości z przeszłością, był w stanie na nowo spojrzeć na minione wydarzenia i przeanalizować drogę, która go tu doprowadziła. „Osoba na początku tej podróży wiodła życie na wysokich obrotach” — wspomina. – „Impreza nie miała końca. Byłem młody, naiwny i pełen złudzeń. Na szczęście okazuje się, że udało się to przekuć w coś pozytywnego”.
Jednym z przykładów triumfalnego powrotu jest piosenka „No Regrets” opisująca to, co działo się w jego życiu na początku solowej kariery. "Kiedy odszedłem z Take That", wspomina, "byłem bardzo zły przez to, jak mnie potraktowano. Mieliśmy wiele niedokończonych spraw. Buzowała w nas naiwna, młodzieńcza agresja. Dosłownie odebrano mi głos i to mnie niesamowicie rozzłościło. To były lata 90, zupełnie inny czas. Można było mieć temperament. Punktowało się za bycie okrutnym, za publiczne konflikty z ludźmi. Inna rzeczywistość."
Nowa wersja utworu różni się od pierwotnej, ale też jest dosadna. Mimo, że w tekście zmieniono tylko jedno słowo, „No Regrets” z płyty „XXV” zabiera nas w zupełnie inny wymiar. "Naprawdę kocham to, co zrobił z nią Jules Buckley" - mówi Robbie. "Zmienił ją w piosenkę w stylu Jamesa Bonda. Nadał jej mrok i energię, w której czuję się komfortowo." Do tego dochodzi wspomniane zmienione słowo. "Ostatni wers brzmi: 'Myślę, że miłość, którą kiedyś mieliśmy, jest oficjalnie...'", wyjaśnia Robbie. "zwykłem mówić '...martwa'. Czuję, że padły już wszystkie wcześniej niewypowiedziane słowa. Gary Barlow, którego zawsze kochałem, ma teraz w moim sercu o wiele cieplejsze, bezpieczniejsze miejsce. Dlatego tak bardzo bolało. Ostatnie słowo piosenki brzmi teraz „…żywa”. Myślę, że miłość, którą kiedyś mieliśmy, jest wreszcie żywa” – powtarza Robbie. "Ponieważ taka jest prawda."
Na okładce albumu Robbie siedzi nago. „To Rodin: Myśliciel” — mówi. „Z wyjątkiem tego, że to Ja: tak jakby Myśliciel. Stanąłem na postument i spędziłem tak kilka godzin, podczas robienia zdjęcia 23 nieznajomych patrzyło na mnie rozebranego do naga” wspomina.
Jego życie nadal pozostaje pełne intrygujących planów np. owiany tajemnicą projekt filmowy wyreżyserowany przez Michaela Graceya z The Greatest Showman („dziwny i wspaniały”, szepcze Robbie). Realizowany jest również szeroki wachlarz projektów muzycznych, które niebawem ujrzą światło dzienne. Do tego dochodzi jego sztuka wizualna (pierwsza wystawa jego prac, we współpracy z Edem Godrichem, została pokazana w Londynie w maju 2022) oraz wciąż mnożąca się gama innych kreatywnych pomysłów. Po koncercie Homecoming w Stoke w czerwcu 2022 r. ma w sobie mnóstwo nagromadzonej energii, jest gotowy do zagrania wszystkich nieodbytych koncertów i zaśpiewania wszystkich piosenek, których nie zaśpiewał w latach pandemii, a które znów zabrzmią na trasie XXV. „To moje miejsce na świecie, mówi, „i nie chcę, żeby to się zmieniło w najbliższym czasie. Kocham swoją pracę, możliwość tworzenia i to, co mi dano. Nadal jestem bardzo ambitny”
Jeśli przyszłość pozwoli być może za dwadzieścia pięć lat pojawi się kolejny album zatytułowany „L”.
„Mam nadzieję, że powstanie płyta o nazwie L” – potwierdza Robbie. „Mam już kilka pomysłów. Jeśli kontynuuję to, co robię teraz do momentu jej wyjścia, z pewnością będzie to inne, zabawne i interesujące”.
Obserwuj Live Nation
Obserwuj Live Nation, aby być na bieżąco z nowościami, przedsprzedażami i wyjątkowymi ofertami!